Redakcja stylistyczna Anna Książek Korekta Agnieszka Deja Hanna Lachowska Projekt graficzny okładki Małgorzata Cebo-Foniok Zdjęcie na okładce © Aleshyn_Andrei/Shutterstock Tytuł oryginału Saving Forever Copyright © 2014 by Jasinda Wilder All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana ani przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez zgody właściciela praw autorskich. For the Polish edition Copyright © 2015 by Wydawnictwo Amber Sp. z ISBN 978-83-241-5657-3 Warszawa 2015. Wydanie I Wydawnictwo AMBER Sp. z 02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel. 620 40 13, 620 81 62 Konwersja do wydania elektronicznego OPCJA juras@ rozbitek EVER Gwiazdka zbliżała się wielkimi krokami. Wyszłam ze śpiączki ponad sześć miesięcy temu i sprawy między mną a Cade’em prawie się ustabilizowały. Nie pogarszały się, ale też nie poprawiały. Był odległy, jakby jakaś jego część błąkała się po ziemi, oderwana od ciała. Jakby ukrył się za murem. Mogłam go zobaczyć i dotknąć, przytulić, pocałować, kochać, ale nie potrafiłam do niego dotrzeć, nieważne, jak bardzo się starałam. Nieustanny wysiłek, który w to wkładałam – wciąganie Cadena w rozmowę, nakłanianie, by się otworzył – wykańczał mnie. A co gorsza sprawiał, że miałam coraz mniej chęci do kolejnych prób. To musiało się zmienić, choć jeszcze nie wiedziałam jak. Pracowałam w biurze, odbierałam telefony i wypełniałam stosy papierów – nie do końca związanych z podatkami, ale przynajmniej miałam jakieś nieskomplikowane zajęcie i mogłam swobodnie błądzić myślami. Poza kwestią Cadena, moją uwagę najbardziej zaprzątała Eden. Dzwoniłam na jej komórkę raz w tygodniu, odzywał się jeden sygnał i włączała się przepełniona poczta głosowa. Próbowałam wysyłać jej e-maile, ale nigdy nie otrzymałam odpowiedzi. Pojechałam do akademika, by spotkać się z jej dawną współlokatorką. Rozmawiałam z dziekanatem, ale wiedzieli tylko, że odeszła ze szkoły, nie podając powodu. Dzwoniłam nawet do taty, ale nie odebrał ani nie oddzwonił. Dupek. Zorientowałam się, że wciąż się za nią rozglądam, jakby była gdzieś blisko, ale po prostu mnie unikała. Tyle że wiedziałam, że to nieprawda. Kiedy przyszła do domu, tuż po tym jak się wybudziłam, pożegnała się i prosiła, bym pamiętała, że mnie kocha. Żebym niezależnie od wszystkiego nigdy w to nie zwątpiła. Zwątpiłam. Dlaczego odeszła? Dlaczego? Potrzebowałam jej. Choćby po to, by powiedziała mi, co jest nie tak z Cade’em. Potrzebowałam jej, by jadła ze mną lody, gdy nie mogłam już dłużej znieść posępnego milczenia mojego męża. Chciałam posłuchać jej gry na wiolonczeli. Boże, czyje to imię nadała tej swojej wiolonczeli? Jakiegoś greckiego boga. Apolla? No właśnie. Wałkowałam problem w głowie we wszystkie strony, martwiąc się, próbując wyobrazić sobie różne powody, dla których chciałaby ode mnie uciec. Może była śmiertelnie chora i wolała, żebym się o tym nie dowiedziała. Była lesbijką. Zaszła w ciążę. Potajemnie wyszła za mąż za jakiegoś kolesia. Nie. Nic z tego nie miało sensu. Wiedziała, że nigdy bym jej nie osądzała, bez względu na wszystko. Była moją bliźniaczką – taką samą częścią mnie jak moje ramiona, nogi i płuca. A jednak uciekła. Przychodziło mi na myśl jedno miejsce, do którego mogła się udać. Chatka na północy. Problem w tym, że nie było tam telefonu, a nie mogłam odnaleźć notesu, w którym miałam zapisany adres. Ostatni raz pojechałyśmy tam, kiedy miałyśmy po ile… jedenaście lat? Kilka lat przed śmiercią mamy. Wiedziałam, że chatka była jej własnością, i że po śmierci mamy tata wynajął dozorcę i przepisał wszystko na Eden i na mnie. Myślę, że nie chciał tam jeździć. On i mama spędzili w chatce mnóstwo czasu przed naszym urodzeniem, a gdy mama umarła, nie mógł znieść wspomnień. Przez te wszystkie lata nie myślałam zbyt wiele o tamtym miejscu. Wiedziałam, że powinnam tam pojechać, ale nie byłam pewna, czy zdobędę się na odwagę. A co, jeśli jej tam nie będzie? Jeśli wyjechała gdzie indziej, w miejsce, w którym nigdy nie będę mogła jej odnaleźć? Co, jeśli powód jej ucieczki był w jakiś sposób związany ze mną? Jeśli wydarzyło się coś, czego nie mogłam pojąć, a co kazało jej uciec ode mnie? Ta uporczywa myśl kiełkowała głęboko w mrocznych czeluściach mojego ducha, ale wypierałam ją i odpychałam od siebie. Nie pozwalałam jej rozkwitnąć w pytanie. Musiało istnieć jakieś akceptowalne wytłumaczenie, jakiś powód tego wszystkiego. Pojadę zaraz po Gwiazdce. Pojadę i po prostu sprawdzę, czy jej tam nie ma. Na Gwiazdkę przypadała druga rocznica wypadku. A im bliżej dwudziestego czwartego grudnia, tym bardziej spięty i milczący stawał się Caden. Siedział przy kuchennym stole, szkicując. Kartka za kartką. Obsesyjnie. Ten sam motyw, w kółko. Moje oczy. O różnym wyrazie, lecz zawsze to były moje oczy. Na moje pytania odpowiadał monosylabami. Siadał obok mnie, gdy włączałam telewizor i oglądał, ale nigdy nie poprosił o zmianę kanału, niczego nie komentował. Po prostu siedział w milczeniu, aż program dobiegł końca. Reagował, gdy go dotykałam, ale robił to raczej automatycznie niż kierowany żądzą. Kochaliśmy się w milczeniu. Nie było już stęknięć z pożądania, jęków rozkoszy, niecierpliwych błagań o więcej. Nie było już westchnień i wypowiadanych szeptem zapewnień o miłości. Do Gwiazdki seks był już niemal wspomnieniem. W rocznicę wypadku, w Wigilię, Caden nie wstał z łóżka. W południe weszłam w końcu do sypialni i przysiadłam obok jego stóp. Nie spał, leżał, gapiąc się w ścianę. Nawet na mnie nie spojrzał. – Caden? Powoli przeniósł na mnie wzrok, a ból i rozpacz w jego oczach sprawiły, że zachciało mi się płakać. – Porozmawiaj ze mną. Proszę. Pokręcił głową i odwrócił wzrok. – Cade. Kochanie. Jestem tutaj. Spójrz na mnie. Odezwij się do mnie. Jestem przerażona, Cade. Co się z tobą dzieje? Zamknął oczy, zacisnął je mocno i pokręcił głową. A potem zobaczyłam, że zbiera się w sobie, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Przepraszam, Ev. Ja po prostu… ciągle widzę ten wypadek. W mojej głowie, w kółko. Ujęłam jego dłoń i przysunęłam się bliżej. – Jestem tu. Dobrze się czuję. Lepiej. – Odwróciłam głowę, by ukryć łzy. – Wróć do mnie. Ugiął kolana, przesunął nogi i przytulił mnie do piersi. Oparłam się o niego plecami i czułam na włosach jego oddech. – Próbuję. Boże, tak mi przykro, Ever. Potrzebujesz kogoś lepszego. Zasługujesz na coś lepszego. I przepraszam cię. – Nie rozumiem tego. Gdzie jesteś? Co się z tobą dzieje? Porozmawiaj ze mną, Cade. Proszę, porozmawiaj ze mną. – Chwyciłam jego ręce, które skrzyżował na moich piersiach. – Potrzebuję cię. I czuję… że nie mogę cię odnaleźć. – Nie wiem. – Jestem tu. Obudziłam się. Są święta. Czy oboje nie powinniśmy być szczęśliwi? Świętować? – Jestem szczęśliwy, że wróciłaś. Bardziej niż ci się wydaje. Bardziej niż potrafię to wyrazić. – To widać jak cholera – szepnęłam. – Czuję… jakbyś miał do mnie żal. Prawie go zapytałam, co przede mną ukrywa. Dlaczego wygląda tak, jakby zżerało go poczucie winy. Zanim to zrobiłam, odetchnął głęboko i wypuścił powietrze. – Świętujmy. Już. Zjedzmy wykwintną kolację. Może obejrzyjmy jakiś film. Oczywiste było, że dokonał herkulesowego wysiłku, by odegnać od siebie koszmary i poczucie winy. Jego głos brzmiał niemal radośnie, niemal szczerze. Wiedziałam jednak, że jeśli uda mi się pochwycić jego spojrzenie, bursztynowe oczy będą nadal pełne ukrytego bólu i głęboko skrywanej udręki. Zamiast go odepchnąć, zgodziłam się w tym uczestniczyć. – Jasne. Podoba mi się to. – Mnie też. Oboje wzięliśmy prysznic – osobno – ubraliśmy się i wylądowaliśmy w Andiamo, sącząc drogie czerwone wino i dzieląc się przekąskami w oczekiwaniu na przystawki. Rozmawialiśmy i widziałam, iż Cade z całych sił starał się trzymać na wodzy dręczący go wewnętrzny mrok. Byłam mu za to wdzięczna. W miarę upływu czasu byłam skłonna niemal wszystko mu wybaczyć. Pierwszy raz od chwili, gdy się obudziłam, zachowywał się niemal jak dawny on. Czułam się prawie szczęśliwa. Jeszcze chwila i poczułabym nadzieję, że moglibyśmy odnaleźć spokój w sobie nawzajem. Prawie. Niemal. Jednak zdradzały go oczy. Lekkie przygarbienie ramion, sposób, w jaki podskakiwało jego kolano i wzrok, który raczej wędrował z miejsca na miejsce, niż faktycznie spoczywał na mnie. Jakby obawiał się spojrzeć mi w oczy, bojąc się, że zajrzę w nie głęboko i zobaczę prawdę. Mogłabym mu powiedzieć, że nie chciałam prawdy. Pragnęłam szczęścia. Pragnęłam poczuć, że wróciłam do życia. Niemal umarłam, przeleżałam w śpiączce półtora roku. Nie powinno mnie tu być. Ale byłam i wydawało mi się, że to powód do radości. Jednak nie. Bez Cade’a, jako mojego punktu odniesienia, unosił mnie prąd, stałam się rozbitkiem. Nie mogłam odnaleźć ziemi pod stopami, nie mogłam odnaleźć nieba. Nie wiedziałam, gdzie jest góra, a gdzie dół. Mogłam jedynie żyć z dnia na dzień, budzić się, chodzić do szkoły i do pracy. Odgrywałam swoje. Udawałam dorosłą. To było jałowe. Ja byłam jałowa. Cade doskonale wyczuł mój nastrój, gdy wybieraliśmy deser. – Ever… nie rezygnuj ze mnie, dobrze? Wiem, że ostatnio jestem w rozsypce i przykro mi z tego powodu. Kocham cię. Tak bardzo. Odłożył widelec, otarł kąciki ust serwetką, oparł się i w końcu, po raz pierwszy tego wieczora, spojrzał mi w oczy. – Nie rezygnuj ze mnie. Proszę. Poprawi mi się. Ja się poprawię. – Po prostu pragnę nas, Cade. – Poszukałam jego oczu i zobaczyłam to, czego się spodziewałam: winę, ból i udrękę, lecz także nadzieję i miłość. – Pragnę cię. Pragnę, byś… sama nie wiem. Po prostu chcę nas z powrotem. – Ja też. – Pochylił głowę, zwijając płócienną serwetkę w ciasny rulon. Walczył z emocjami. Powiedz, co jest nie tak. Ta myśl przemknęła mi przez głowę, lecz nie wypowiedziałam jej. Byłam przerażona tym, co mogłabym usłyszeć. Cholernie bałam się prawdy. Więc zamiast tego sięgnęłam przez stół i ujęłam obie jego ręce. Poczułam znajomą otuchę płynącą z siły uścisku jego szorstkich dłoni. – Nigdy z ciebie nie zrezygnuję, Cade. Przysięgam. Obiecuję. Na zawsze i na wieczność, zgadza się? – Na zawsze i na wieczność. Ale dlaczego zabrzmiało to tak, jakby krztusił się tymi słowami? obietnice i portrety Na Gwiazdkę Cade podarował mi swój rysunek oprawiony w ramkę. Był to barwny, wielki, naturalnej wielkości portret mój… i Eden. Ja byłam po lewej, uśmiechałam się, z rozpuszczonymi włosami, które rozwiewał wiatr. Eden była po prawej, z ciasno związanymi włosami i poważniejszym wyrazem twarzy. Idealnie uchwycił nasze oczy, jak również subtelne różnice w rysach naszych twarzy, które łączyły się na osi obrazu. Oddał nawet ciemniejsze odrosty we włosach Eden. Odskoczyłam, gdy rozerwałam papier i zobaczyłam patrzącą na mnie Eden, złączoną ze mną na papierze, tak jak w życiu, ciałem, umysłem, sercem i duszą. Lub jak powinna być złączona, gdyby nie uciekła. – Wiem, że za nią tęsknisz – powiedział Cade, gdy oglądałam portret. Mogłam jedynie skinąć głową. Gdy udało mi się wydobyć z siebie głos, był cichy i urywany. – Tak. Po prostu tego nie rozumiem. Dokąd pojechała? Dlaczego zniknęła? Cade nie odpowiedział od razu. – Ja też tego nie rozumiem. Jednak po jego oczach było widać, że kłamie. Wręczyłam mu prezent ode mnie. To był autoportret. Byłam na nim naga, siedziałam wyprostowana, noga założona na nogę, skrzyżowane ręce zakrywały biust. To była intymna, prowokująca poza. Użyłam aparatu z samowyzwalaczem i statywu do zrobienia zdjęcia, a potem namalowałam portret z fotografii. Gdy pozowałam, myślałam o dawnym Cadzie. Tęskniłam za nim, nie beztroskim, lecz obecnym i namiętnym, myślałam o tym, jak nam było razem i jak bardzo pragnęłam, by to wróciło. Próbowałam opowiedzieć to wszystko wyrazem mojej twarzy. Moje pożądanie, to, jak za nim tęskniłam. To, jak go kochałam. Cade wpatrywał się w portret przez długi czas, rysy jego twarzy wyrażały kolejno różne emocje – od pożądania i miłości po poczucie winy i smutek. W końcu podniósł wzrok. – Boże, Ever. To jest… niesamowite. Pracowałam nad tym od tygodni. Nic wcześniej nie było tak trudne, jak ten portret. Nie czułam się piękna. Nie czułam się pożądana. Nawet kiedy byłam sama w moim studiu, ze szkicami, za zamkniętymi drzwiami, czułam się niezręczna, bezbronna i niezdarna, pozując nago. Nawet proces malowania przebiegał inaczej. Zmienił mi się sposób nakładania farby – krótsze, gwałtowniejsze, mniej delikatne pociągnięcia pędzlem niż przed wypadkiem. Musiałam skupiać się na każdym pojedynczym ruchu pędzla, sknociłam setki razy, retuszowałam i poprawiałam raz za razem. Gdy malowałam oczy, schrzaniłam je tak bardzo, że niemal musiałam zacząć wszystko od nowa. A gdy wreszcie skończyłam, wiedziałam, że to było dobre, ale nie tak dobre, jak byłoby przedtem. Ale i tak najlepsze, co mogłam namalować. – Odwróć go – powiedziałam. Cade popatrzył na mnie zmieszany i odwrócił ramę. Wydrukowałam oryginalne zdjęcie i włożyłam je między płótno i ramę. Wyjął i wpatrywał się w nie, trzymając je w obu dłoniach. – Jesteś taka… wspaniała. Zamknęłam oczy. Zastanawiałam się, czy miał pojęcie, jak bardzo potrzebowałam to usłyszeć. – Nie czuję się tak. Jego twarz skurczyła się, zastygła w maskę bólu. – Zawodzę cię. Potrzebujesz miłości. Potrzebujesz mnie… A ja po prostu nie daję ci tego, czego pragniesz. Zanurzyłam palce w jego włosach. – Potrzebuję po prostu ciebie, Cade. Pochyliłam się i odcisnęłam pocałunek na jego kości policzkowej i w kąciku ust. – Kiedy za ciebie wychodziłam, przyrzekłam, że będę cię kochała, choćby nie wiem co. Przyrzekłam cię kochać w chorobie i w zdrowiu. W bogactwie i w biedzie. Przyrzekłam cię kochać na dobre i złe. I cię kocham. I zawsze, zawsze będę. Cade ukrył twarz w zagłębieniu mojej szyi, a jego dłonie zacisnęły się na moich włosach. Wtulił się we mnie, wciągnął powietrze, drżąc. – A co, jeśli… nawaliłem? – Wybaczę ci. Serce waliło mi jak młot, pompując przyprawioną strachem adrenalinę do każdej komórki mojego ciała. Puls dudnił w uszach ogłuszająco, a palce drżały, gdy objęłam tył jego głowy. – Cokolwiek by to było. Kocham cię, Cade. Zawsze będę cię kochała. Po prostu mnie objął, jego palce chwyciły moje włosy tuż przy skórze kurczowo, niemal boleśnie. Odetchnął ciężko i z takim trudem przełknął ślinę, że aż to poczułam i usłyszałam. – Zawsze? – Przysięgam. – Czy mogłam to powiedzieć? Jakaś część mnie miała wątpliwości. – Tylko bądź mój. – Jestem. Tylko twój. – Delikatnie ujął moje włosy i odciągnął moją twarz na tyle daleko, by mógł spojrzeć mi w oczy. Zobaczyłam miłość, determinację i pożądanie. Także strach. Cierpienie i winę. Ale wszystko to składało się na pożądanie. Przywarłam do niego całym ciałem, moje usta zmiażdżyły jego wargi. W dus...Dzień 1. Strona 15 z 18 Język angielski Co ćwiczymy? Rozumienie tekstów pisanych. Znajomość funkcji językowych. Zadanie 1. Przeczytaj teksty o trzech kuchniach na kółkach (A–C) oraz zdania dotyczące tych kuchni (1.1.–1.4.). Do każdego zdania dopasuj właściwy tekst. Wpisz rozwiązania do tabeli. Uwaga! Jeden tekst pasuje do
Pytanie o Produkt Dostawa już od 9,00 zł Sprawdź koszt wysyłki60 tabletekKompozycja 55 substancji odżywczych, w tym witamin i minerałówOdżywia i ochrania twój organizm Więcej szczegółów Więcej informacjiForever Daily - Witaminy Forever z grupy BForever Daily to witaminy z kompleksem AOS, które są źródłem wielu substancji odżywczych, takich jak witaminy i minerały. Ich obecność w organizmie człowieka jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania. Przyjmowanie 2 tabletek dziennie wystarczy, aby dostarczyć do organizmu 100% zalecanej dziennej dawki witamin z grupy B, takich jak B1, B2, B3, B6, B12 oraz niacyna, a także kwasu foliowego, biotyny i kwasu pantotenowego. W 100% pokryte zostanie również zalecane dzienne zapotrzebowanie na witaminy rozpuszczalne w tłuszczach, do których należy witamina A, C, D oraz E. W składzie tabletek znajdują się także cenne składniki mineralne, takie jak miedź, chrom, molibden, selen, cynk, jod, mangan oraz żelazo. Pierwiastki te wspomagają prawidłowe funkcjonowanie organizmu, pozytywnie wpływają na samopoczucie, dbają też o dobrą kondycję włosów, skóry i tabletek Forever Daily dodany został zastrzeżony preparat AOS Complex™, którego bazę stanowi aloes. Dzięki temu do organizmu dostarczone zostają naturalne składniki – bioflawonoidy z cytrusów, żel z aloesu, hesperydyna, koenzym Q10, a także luteina, likopen oraz zeaksantyna. Hesperydyna to flawonoid obecny w owocach cytrusowych. Luteina jest związkiem z grupy karotenoidów. Znajduje się ona w warzywach, takich jak na przykład jarmuż, szpinak, sałata czy brokuły. Likopen jest czerwonym barwnikiem rozpuszczalnym w tłuszczach, który występuje na przykład w pomidorach. Natomiast zeaksantyna to izomer luteiny, który znajduje się w siatkówce oka.© Uwaga opis autorski - kopiowanie oraz rozpowszechnianie opisów produktów lub ich fragmentów zamieszczonych w sklepie jest zabronione! Zgodnie z Ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach tekst naszego autorstwa kosztuje 10 000zł netto. Opinie Inne produkty w tej samej kategorii:
. 74 148 224 43 147 113 343 43